— Walczyć, psy! — wolał z rufy, przenosząc to tu to tam swe sine oblicze. — Zostaje wam albo stryczek czy też galery, albo też hulanka zbójnicka. Tylko walka może nas uratować.
Francuz ani myślał używać dział pościgowych — tak dalece dufał sobie, że przymusi nas do bitwy, w którejby można było zastosować salwę z jednego boku okrętu; atoli przez cały ranek bryza cichła, aż w południe oba okręty znalazły się w martwej ciszy. Fregata spuściła na wodę łodzie; uczyniliśmy tak samo, i odrazu przewaga przechyliła się na naszą stronę. Albowiem było to całkiem co innego ciągnąć wielką „czterdziestkę czwórkę”, obarczoną wielkim brzemieniem metalu, ludzi i zapasów, co innego zaś wlec Konia morskiego, który miał ledwie dwie trzecie pojemności swego przeciwnika i nawet nie był naładowany poniżej pokładu działowego. Co więcej, żeglarze francuscy nie byli bynajmniej tak zuchwali i tak desperacko usposobieni, jak korsarze, którzy wiedzieli, że życie ich ustosunkowane było do odległości pomiędzy obu okrętami.
Flint zataczając się, chodził dokoła forkasztelu, klął i popędzał ludzi, co siedzieli w łodziach, a był w tem podobny do widza na wyścigach konnych, który założył się o większa sumę, niż mieściła się w jego kieszeni.
— Damy sobie radę, do kroćset! — powtarzał. — Moje szczęście jest z nami, powiadam to wam wszystkim. Hej, Darby, skocz ku barjerze, niech-no oni obaczą twój ryży łeb! Patrzcie na niego, ludzie! To wasze szczęście. Nikt nie potrafi mi pomieszać szyków, póki ten chłopak jest z nami.
Jego obietnice dziwnie się sprawdziły. Na przedwieczerzu odsadziliśmy się od prześladowcy prawie o milę — prawda, że po ciężkich wysiłkach; w nocy zaś pod osłoną ciemności przekradaliśmy się cichcem na północ; natrafiliśmy na orzeźwiający wiatr, który nad ranem przeszedł w burzę. Francuska fregata znikła, chroniąc się przed niepogodą, zaś Koń morski był miotany to na północ to na zachód przez pięć dni, mijając to równoleżnik Wyspy Luneciej, to rozsypane skały i zatoki wysp Bahama, to znowu półwysep Florydy. Niepodobna było teraz wypatrywać długich masztów okrętów wojennych — jako też niemożliwą byłoby
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/349
Ta strona została skorygowana.
337