Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/350

Ta strona została skorygowana.

rzeczą wdawać się tymże lub nam w walkę, gdyż szare bałwany wzbijały się na wysokość grot-rei, a strzelnice przez połowę niemal czasu były zasłonięte dunugą. Flint mógł tylko żeglować naoślep, gdyż nawisłe chmury i czarne strugi deszczu zakrywały słońce i gwiazdy. Dosłownie nie wiedzieliśmy, gdzie się znajdujemy, aż dopiero w poranek, gdy burza rozbiła się na szczęty, nasi czatownicy dostrzegli skroś mgły mały spłacheć ziemi na Bermudach. W ów poranek po raz pierwszy w naszem gronie pojawiła się febra. Jeszcze dziś mogę sobie uprzytomnić napoły wątpiące, napoły lękliwe spojrzenie Silvera, w chwili gdy tenże wtoczył się na tył okrętu po jednej z lin ratowniczych główny pokład, i zawołał na Flinta.
— Dziesięciu chłopców jęczy w hamakach, kapitanie.
— Wypróbuj na nich swego szczudła — fuknął Flint.
— Ci chłopcy są chorzy — odpowiedział Silver. — Aż się skręcają od bólu żołądka i głowy.
— Oni umyślnie tak mitrężą, byle nie posyłano ich na maszty — odrzekł Flint. — Ale jeżeli ty się o nich boisz, to ja bynajmniej.
Pierwszy z chorych, którego Flint trącił sztyletem, był już martwy przeto kapitan wrócił czempredzej do kajuty i na nowo obstawił się rumem. Słyszałem, jak coś tam mamlał do Bonesa, gdy tenże wszedł do przedsionka.
— Jest to rzecz wielce dziwna, Billu. To mi się nie podoba. Może moje szczęście nie jest skuteczne przeciwko chorobom.
— Być może — odpowiedział Bones. — Co zrobiłeś z mapą?
Flint zgrzytnął zębami.
— Jeżelibym myślał, że ty...
— Daj spokój, Janie. Przychodziło mi tylko na myśl, że gdybyś zachorował, to który z tych draniów na forkasztelu mógłby próbować dostać ją w swe ręce.
— Nie troszcz się o to — odrzekł Flint gniewnie. — Mapa jest bezpieczna... i pozostanie bezpieczna.
Nazajutrz zmarł drugi mężczyzna, a zamiast dziesięciu chorych było już ośmnastu. Popłoch powstał pomiędzy za-

338