Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/357

Ta strona została skorygowana.

A zawtórzyło mu westchnienie Flinta:
— Bill jest szturmanem. On... ma... mapę...
— Czy na tem poprzestaniesz? — zadrwił Bones.
— Poprzestanę, Billu, — zapewnił go Silver. — Ale wpierw zdamy to na załogę, uczciwie i przepisowo. A cokolwiek oni powiedzą, Billu, pamiętaj, że będę miał cię na oku. Nie próbuj żadnych szacherek z tą mapą. Mam-ci ja sposoby na ciebie, a jeżeli rozpoczniesz — krętu-wętu, — mydlić nam oczy to przyślemy ci czarną plamę.
— Niech licho porwie was wszystkich i waszą czarną plamę! — ryknął Bones. — Wynocha stąd, zanim dobędę noża na ciebie.
Silver pokusztykał ku nam, a twarz miał wykrzywioną od wściekłości.
— On ją ma — zgrzytnął. — Niech djabli wezmą tego szubrawca! No, teraz waszmość winieneś wziąć się do rzeczy, panie Ormerod!
— Obejdzie się — rzekłem chłodno.
— Czekajno, aż on weźmie się do tej dziewczyny — odrzekł kuternoga i hipnął na pokład.
Z pokoju Flinta rozległ się pełen sprzeciwu głos Darbego.
— Wara ode mnie, ty... Jeżeli on życzy sobie rumu, to niechże go dostanie! A jakże! co się stanie...
— Nie trzeba marnować dobrego rumu dla umarlaka! — rzekł Bones śmiejąc się rubasznie.
Słychać było gulgotanie trunku, a potem jęk Flinta:
— Gdzie rum dla mnie? Przynieś rumu, Darby Mc Graw!
— Ach, ty czarne ścierwo! — wrzasnął przeraźliwie Darby. — Niech upiory zaświszczą na ciebie, a... Nie chcę! Nie dotykaj mnie, bo...
Drzwi pokoju kapitańskiego znów otwarły się z trzaskiem i do przedsionku wpadł Darby.
— Bodaj cię spotkało nieszczęście! nie życzę ci szczęścia! ty sobako! — zaskrzeczał.
Ohydna twarz Bonesa wychyliła się z poza drzwi, dosięgając chłopca strugą wyplutego soku tytoniowego.

345