Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/365

Ta strona została skorygowana.

— Nie róbcie nic podobnego!... ja ani o tem myślę. Jeszcze nie jest z nami tak źle.
— Pani nie...
— Oni napewno nas złapią — sprzeciwiła się. — Nie, nie, panie Bob; musimy czekać lepszej sposobności!
Ja — przyklasnął jej Piotr. — Racja. Ja myślę...
Tu zawahał się.
— Że Silver knowa jakieś tajne zamysły — dodała Moira.
Ja — rzekł Piotr. — Skąd to pani wie?
— Domyślałam się — odrzekła. — Od kwadransu już nadsłuchiwałam, stojąc poza wami, gdyż przeczucie mi mówiło, że coś niedobrego się święci. Ale oto nadchodzi Darby, więc ze względu na niego powinniśmy iść prędko.
Darby stanął przed nami, cały zdyszany.
— Silver kazał mi...
Moira wcisnęła się pomiędzy Piotra i mnie i położyła rękę na ramieniu chłopca.
— Nie zważaj na to, co oni mówili — jęła go pocieszać. — Zaprawdę rycerski z ciebie chłopak, Darby, i tak jestem dumna z ciebie, że dałabym ci chętnie strzępek chusteczki lub pstrokatą wstążkę, byś mógł ją nosić przy kapeluszu... tylko szkoda, że ty nie masz kapelusza a ja nie posiadam ani chusteczki ani wstążki! Ale zobaczymyż, czego chcą od nas te łotry!
I ruszyła przy boku chłopaka, zanim który z nas obu zdołał ją wyprzedzić.
Tłum piratów rozstąpił się aby przepuścić nasz pochód, my zaś kroczyliśmy przez mroki aż do krawędzi świetlnego kręgu, gdzie stał Silver, oparty na kuli. Usunął się na bok, by ustąpić nam miejsca, tak iż znalazłem się po jego prawicy. O jakie piętnaście stóp dalej siedział Bones na swej beczce; ordynarna jego twarz poczerwieniała i rozpromieniała, a drapieżne oczy pożerały wdzięczną urodę Moiry; reszta siedzącej rzeszy wydawała mi się jedynie zbiorowiskiem olbrzymich a pokracznych cieni, lecz Moira rozejrzała się wokoło z pewną wyniosłością, która zdolna była poskromić najzuchwalsze spojrzenia. Piotr patrzył się głupowato ponad głowy tłumu; było to jego zwyczajem,

353