Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/42

Ta strona została skorygowana.

— Ale Pani nie jest chyba Hiszpanką! — odezwałem się. — Nie pytam z prostej ciekawości, choć...
Jej śmiech zabrzmiał jak brzęk dzwonków.
— Ma się rozumieć; powiadają że jestem Irlandką, jak te prosiaki na wzgórzach Wicklow, gdzie się urodziłam.
Naraz spoważniała znowu.
— Nie znam pańskich przekonań politycznych, ale może nie zawadzi wspomnieć, że mój ojciec był jednym z tych, co stawiali czoło Hanowerczykom, walcząc za sprawę króla Jakóba i Karola Dobrotliwego; ponieważ zaś jego własny król nie może korzystać z jego usług, przeto ojciec wszedł w służbę króla hiszpańskiego.
— Niemiło to pomyśleć Anglikowi, że tylu dzielnych szlachty musi służyć cudzym władcom! — przyznałem — Atoli sądzę, że w Indjach będzie się pani dobrze powodziło.
— O, nie zatrzymamy się tam długo — odpowiedziała wesoło. — Ojciec mój jest oficerem inżynierji i ma pod nadzorem fortyfikacje na oceanie i gdzieindziej. Za rok powrócimy znów do Hiszpanji. Ale niechno pan spojrzy! Czy to godło ma wyobrażać głowę wieloryba?
— Tak — odpowiedziałem. — To jest owa szynkownia.
Jedno spojrzenie na jaskrawo oświetlone szyby gospody oraz na zbójeckie oblicza gawiedzi, to wchodzącej to wychodzącej poprzez niskie drzwi, przekonało mą towarzyszkę ze nie przedstawiłem jej onego miejsca w fałszywem świetle. Stanęła jak wryta, a kąciki jej ust obwisły smutno.
— Na miłość Boską, jakaż to straszna jama! — mruknęła. — Pocóżby tu miał padre przychodzić? W ważnej sprawie, powiadał, ale...
I potrząsnęła głową powątpiewająco i dobitnie.
— Nie chciałbym pani wydać się natrętem — przemówiłem — atoli boję się, że wasi Hiszpanie nie potrafią się tam z nikim dogadać. Czy pani nic nie ma przeciwko temu, bym zeszedł do środka i zapytał się o ojca pani?
Zamyśliła się, przygryzłszy kącik wargi białemi ząbkami.

30