Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

— Młode dziewczątko nie może wiedzieć o zamiarach swego ojca. A jeżeli ona... Nie, nie, chłopcze, ja sam w młodości też brałem udział w spiskach. Nasi Jakobici to zatracona zgraja!
— Ależ ty sam, ojcze, byłeś jednym z nich — wytknąłem mu nieco złośliwie.
Ojcu twarz spoważniała.
— Prawda, ale doświadczenie nauczyło mnie rozumu, wierz mi, Bob. Anglja to rzecz ważniejsza, niśli jakiś tam król czy rodzina. Trzeba mieć na względzie kraj, a nie człowieka. Anglji powodzi się lepiej pod panowaniem Jerzego Hanowerskiego, niż powodziło się jej kiedykolwiek za rządów Karola czy Jakóba Stuarta.
Nie dałem się jeszcze przekonać.
— Ależ, panie ojcze, nie jest to chyba wcale rzeczą osobliwą, że Hiszpanie wysyłają inżyniera celem obejrzenia swych obwarowań z tej strony morza Atlantyckiego?
— Irlandzkiego oficera inżynierji?
Tu ojciec uśmiechnął się znowu.
— Temu właśnie należy się dziwić. Ale co tam! W tak zagmatwanej sprawie nie możemy spodziewać się odkrycia prawdy, ja też nie zaprzątam sobie nazbyt tem głowy. Spiski Jakobitów są to przeważnie źle obmyślane porywy ludzi zrozpaczonych i pomylonych. Nie, chłopcze, jeżeli chodzi o to, co mnie najwięcej dręczy, to owe wiadomości, jakich udzielił ci żeglarz o jednej nodze — zdaje się, nazwałeś go Silverem? Tak, niemiło mi słyszeć, że piraci są tuż za naszą przystanią. Wygląda to na jakieś nadzwyczajne zuchwalstwo. Jeżeli Murray...
W tej chwili za mną drzwi się otwarły — ujrzałem, że ojciec otworzył szeroko usta. Piotr, siedząc na prawo ode mnie, łypnął powiekami, a potem zaczął w dalszym ciągu olbrzymiemi palcami rozgniatać orzechy.
— Słyszałem, żeś mnie wspomniał, Ormerodzie?
Głos, wychodzący z za drzwi, brzmiał zimno i jednostajnie, odbijając się echem, jak dźwięk dzwonu.
— „Jeżeli Murray“... Zdawało mi się, że słyszałem swoje nazwisko?

39