Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

rzemiosło. Aż do tego czasu chłopak nawet nie wiedział, że aść istniejesz... i że jesteś jego krewnym.
Mój dziadek — zacząłem zwolna uważać go w myślach za takiego — jął ważyć te słowa, przechyliwszy wbok głowę i wodząc bystremi oczyma to po ojcu, to po mnie.
— Widzę to, widzę! — mruknął. — Hm! boję się, że umysł jego został już skażony. Ale mnie to nie dziwi. Nie, nie! byłem na to przygotowany.
— Na co? — zapytał mój ojciec.
Murray nagłym ruchem przechylił się przez stół.
— Będę szczery z tobą, Ormerodzie... i z moim wnukiem Robertem. Mam pewne kłopoty...
— Jeżeli chodzi o pieniądze... — rozpoczął ojciec.
Jeden gest mojego dziadka wystarczył, by przerwać to zdanie.
— Nie mam kłopotów pieniężnych, choć może się wydawać, że jestem w sytuacji, wymagającej sum niemałych. Mówiąc dokładniej, panie łaskawy, zamierzam uczynić ważne posunięcie, które pociągnie za sobą doniosłe skutki, a w końcu, jak przewiduję, odbije się echem w salach tronowych i kancelarjach. Tak! królestwa będą...
Przerwał na chwilę, poczem znów rzecz podjął:
— Jest rzeczą zbyteczną nad tem się rozwodzić. Narazie wystarczy, gdy powiem, że jestem w położeniu człowieka, który częściowo ugłaskał srogą czeredę dzikich zwierząt. Na moim okręcie mogę w pewnej mierze polegać, ale do sojuszu z sobą wciągnąłem...
— Pewno Flinta? — wykrzyknął mój ojciec.
— Pochlebia mi znajomość spraw moich jaką aść okazujesz — odparł mój dziadek z właściwym sobie dworskim ukłonem. — Tak, gdy po raz pierwszy wybierałem się na morze, potrzeba mi było wytrawnego kierownika okrętu; Flint służył mi w tym charakterze, póki nie nabrałem samodzielności, wtedy zaś sprawiłem mu własny okręt. Odtąd krążyliśmy razem po morzach. Nie zdradzę tajemnicy zawodowej, gdy nadmienię, że niewątpliwie wybitne zalety osobiste tego człowieka przyćmiewa pewna burzliwość i szorstkość jego charakteru, które sprawiają, iż trudno nim kierować... bodaj że coraz trudniej kierować. Prze-

46