widuję, że niebawem będę miał z nim kłopot w związku z przedsięwzięciem, o którem wspomniałem przed chwilą.
— A waszmość pewno sądzisz, — nagabywał go zgryźliwie mój ojciec — że my powinniśmy, gwoli waszmości, wziąć na siebie uprzątnięcie tego człowieka... ot tak sobie z dobrego serca ażeby poprzeć rzemiosło korsarskie?
Murray, zgoła niestropiony, potrząsnął głową.
— Nigdy nie pozbywam się człowieka, który może mi się przydać, — odpowiedział. — Flint jest mi jeszcze potrzebny. Nie, potrzeba mi młodego człowieka, któryby stał przy mym boku i pomagał mi poskramiać niesforne duchy. Obiecuję mu za to wielką przyszłość.
— Zapewne dowództwo nad własnym statkiem korsarskim? — przypierał go do muru mój ojciec.
— Byłaby to propozycja, któraby pociągnęła najwynioślejszych młodzianów! — odciął się dziadek. — Ba, czemże jest korsarstwo, Ormerodzie, że ty i tobie podobni strzępicie sobie na nas języki? W czemże jest ono gorsze od większości zajęć, uprawianych na tym świecie? Czemże jesteś ty i tobie podobni, jak nie ludźmi starającymi się odebrać innym ich prawowite zyski, byleście mogli powiększyć swe mienie kosztem tego, co inni posiadali? Ja zabieram bogaczom, którzy mogą przeboleć stratę tego, co przeważnie zdobyli nieuczciwym sposobem, a większość z tego, co zdobędę, składam w dani sprawie, której niegdyś asan byłeś wierny.
— Dziwny kodeks moralności! — zauważył ojciec.
— Tyle wart, co każdy inny, — uznał Murray łagodnie. — Przed chwilą nazwałeś mnie wyrzutkiem społeczeństwa. Nie mogę temu zaprzeczyć. Jestem banitą, ponieważ na swój sposób pracowałem, by przywrócić prawowitego monarchę. Waćpan, który niegdyś służyłeś temu wygnanemu królowi, zwróciłeś się przeciw niemu i podkopałeś mnie, uczyniłeś mnie banitą. No, czynię, co potrafję, a od czasów Morgana nikt nie prowadził gry tak szczęśliwie — powie ci to każdy żeglarz.
— Dałbym za to głowę! — rzecze mój ojciec. — Ale wracajmy do rzeczy. Czego sobie życzysz? Czy abym powierzył tobie Roberta celem wykierowania go na tęgiego, uczciwego, wiernego i zręcznego korsarza?
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/59
Ta strona została skorygowana.
47