— Otóż właśnie tak.
Ojciec usiadł głębiej w krześle.
— Ja tego nie uczynię! — rzekł krótko.
Murray zażył tabaki.
— A cóż powiada sam wasz młody kawaler? — zapytał.
— Mówię, że nie nęci mnie to, co mi waszmość ofiarujesz! — odpowiedziałem, jakem umiał, najdobitniej.
— Do licha! — zaklął ów. — Nie nęci? Mój kochany wnuku, ofiaruję ci życie hartowne i swobodne, udział w śmiałem przedsięwzięciu, sposobność do rehabilitacji swej rodziny i pozyskania stanowiska, tytułów i zaszczytów.
— Na okręcie korsarskim? — zadrwiłem.
— Z okrętu korsarskiego — poprawił mnie dziadek z powagą. — Jadę na ostatnią wyprawę. Royal James ma stwierdzić słuszność swego miana. Tak, w najbliższej przyszłości będzie uważany za arkę wierności i poświęcenia, a kto na nim żeglował z Andrzejem Murrayem... O tak, mościpanie, Któż dziś pamięta o Robinie Hoodzie cokolwiek ponad to, że był to człek wierny w przeciwnościach królowi Ryszardowi?
Pewność tego człowieka była wprost zdumiewająca.
— To przechodzi wszelkie pojęcie — ozwał się ojciec znudzony. — Waszmość musisz być szalony.
— Niezupełnie! — odciął się Murray. — Jestem najlepszym praktykiem w mym zawodzie. Winter, Davis, Roberts, Bellamy, wszyscy... och... znani korsarze lat dawniejszych były to tylko małe płotki w porównaniu ze mną. Niełatwobyś mi aść uwierzył, gdybym ci zaczął opowiadać o mych zasobach...
— Krwią skalane pieniądze! — huknął mój ojciec. — Złodziejskie pieniądze!
— Ach, znowuż te aścine nieszczęsne poglądy! — sarknął Murray. — Powiadam ci, jmć Ormerodzie, że mieszasz chłopcu szyki.
— Nie jest-ci on chłopcem, lecz już dorosłym mężczyzną, — ofuknął go mój ojciec; — więc też potrafi sam stanowić o sobie.
— I owszem.
Dziadek zwrócił się znów do mnie.
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/60
Ta strona została skorygowana.
48