— Nie zawsze ci najmądrzejsi, co mają władzę, przyjacielu! — ozwał się. — Pomyślcie sobie, że według tego, co mówią niektórzy z korporacji, należałoby z ulic miasta usuwać wszystkich nocnych włóczęgów i nicponiów! Ba!
I jego przeciągłe nawoływanie zaczęło się oddalać w stronę ulicy Perłowej.
— Z czegóż tak śmiejecie się, wy nicponie i nocni włóczęgowie? — zapytał Silver swą drużynę. — Jerzy Merry, bo zacznę cię okładać mojem szczudłem! Przyłóżcie się trochę do tego zatraconego wozu! Czy nie wstydzicie się wyśmiewać dzielnego, ciężko pracującego stróża nocnego, który nie dopuszcza, by okrutni korsarze zabrali wam wasze mienie?
O kilkaset kroków dalej wóz nasz z wyboistego bruku wyjechał na deskami wybijany pomost przystani.
— To ty, Janie? — burknął czyjś głos.
— Tak, tak, Billu. Gdzie kapitan?
— Odjechał szalupą. Ten hiszpański Irlandczyk wzywa go na pokład.
Usłyszałem, jak Silver zaklął pod nosem.
— Co powiadasz, Janie? — zapytał go tamten.
— Mniejsza o to co powiedziałem, ale pomyślałem sobie, że w tej sprawce kryje się jakaś tajemnica — odpowiedział Silver półgłosem. — Ale co tam mi do tego! pocóż miałbym sobie tem głowę zaprzątać, będąc jedynie kwatermistrzem na starym Koniu morskim? Ty, Billu, jesteś zastępcą Flinta i jeżeli to nie uchybia twej godności, że narażasz kark niewiedzieć o co, to czemuż ja mam się skarżyć?
Drugi mężczyzna, — w którym obecnie domyślać się począłem tego draba z ogorzałą gębą, co siedział wraz z Darbym w gospodzie pod Głową Wielorybą — odpowiedział stekiem przekleństw.
— .....! — zakończył. — Sam Flint nie wie więcej, niż i ja.
— On zgodziłby się być nawet połykaczem ognia, choćby mu miano pruć bebechy — przytakiwał Silver. — Jestem... jeżelibym się zgodził na takie upokorzenia, jakie są jego chlebem powszechnim! Patrzaj, do czegośmy już
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/69
Ta strona została skorygowana.
57