Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

Skroś aksamitnej ciemności zamigotało kędyś wysoko nad nami światełko, wskazujące nam. drogę. Posłyszałem ciche chlupotanie w ody dokoła kadłuba okrętu, stojącego na kotwicy. Ukazały się i inne światła — czworoboczne desenie okien na rufie; na środkowym pokładzie wisiała duża latarnia. Przywitało nas szorstkie wołanie.
— Hola — łódka!
— Bones w raca na okręt!...
— Aha, aha, Bill!
Gdyśmy skręcali w stronę okrętu, spadło na nas z chrzęstem kilka lin; posłyszałem skrzyp windy i rej na maszcie. Przybyliśmy do czarnego, bryzgającego pianą, kadłuba okrętu, a jeden z wioślarzy pochwycił szczeble drabinki, która chybotała się na falach.
— Najpierw przywiąż tego młodzika! — ozwał się chrapliwym głosem Bones, wspinając się, jak małpa, po drewnianych szczeblach.
— A jakże, a jakże, Billu! — odpowiedział Silver i wraz też poczułem, że kuternoga wraz z drugim żeglarzem przywiązywali mi pod pachami koniec luźnej liny.
— Już gotowe, hej wy w górze! — zawołał nagle Silver, a gdy zaczęto kręcić bloki, ozwał się do mnie; — Uważaj na głowę, mopanku. Pojedziesz w górę. Zupełnie takie wrażenie ma biedny, porządny, korsarz, którego wieszają w kajdanach na Placu Stracenia.
Lina wyprężyła się; niewidzialny blok zawarczał głośniej, a ja chcąc — niechcąc podniosłem się z mego legowiska na brzuchu Piotra. Stopy mi się oderwały od ławy i jąłem kopać nogami powietrze. Z pokładu brygu dochodziły sapania łudzi, miarowo ciągnących linę, a ponieważ podnosiłem się coraz szybciej, zacząłem bujać się w przestworzu, jak wahadło zegaru.
Teraz zrozumiałem, czemu Silver przestrzegał mnie, bym uważał na głowę, gdyż zacząłem gwałtownie obijać się o kadłub brygu i całe szczęście, że wyszedłem tylko z potłuczonem ramieniem, choć mogłem zgruchotać sobie czaszkę. Byłbym pewno krzyknął, gdyby nie to, że przeszkadzał mi knebel. W chwili później zadyndałem nad burtą, szukając nogą zapamiętale jakiegoś stałego oparcia. Jakiś człowiek chwycił mnie za ramię i wciągnął na

61