zwieszającej się z dolnej rei głównego masztu nad pokładem środkowym. — Ale co będzie z jeńcami?
Bones rzucił na nas wzrok niechętny.
— Nie chciałbym, by ten pulchny olbrzym, co zanieczyszcza nam pokład, miał przebywać w kabinie lub na forkasztelu[1]. Zostaw ich, Janie, w spokoju. Oni nie mogą uczynić nic złego, a ktoby dziś nocą chciał rzucać się w wodę, taki zczeźnie, zanim dotrze do brzegu.
— Arcytrafne powiedzienie! — potwierdził Silver wesoło.
Łotr miał ten zwyczaj, że wiodąc z kimś byle jaką rozmowę, zawsze musiał nieznacznie napomknąć, jakoby ów rozmówca był najświatlejszą osobą, jaką mu się spotkać zdarzyło, i jakoby chlubą dlań było służyć i być posłusznym człekowi tak dostojnemu.
Zaraz potem znikł, a Bones wraz z nim. Słyszałem, że drugi z nich w dalszym ciągu wykrzykiwał rozkazy; na pokładach zaś tętniła ustawiczna krzątanina ludzi biegających tam i z powrotem, furczenie lin oraz skrzypienie klubków i wielokrążków. Naraz rozległo się jednomierne przytupywanie nogami, a chór chrapliwych głosów ryknął dziką pieśń marynarską, którą słyszałem był w gospodzie pod Głową Wielorybią:
Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni
Heej — ho! — i butelka rumu!
Piją za zdrowie — resztę czart uczyni...
Heej — ho! — i butelka rumu!
Corlaer, bezwładny jak flejtuch, runął na stos skór niewyprawnych, w ciemnym kątku koło burty.
— Neen, neen — odpowiedział, gdym chciał go podźwignąć. — To fraszka, Bob. Robi mi się już coraz lepiej. Ta słona woda... zawsze mi tak szkoci...
— Przyniosę ci rumu — powiedziałem silnym głosem.
I powstawszy, miałem właśnie szukać, kto mi się nawinie, i zapytać go, gdzie można dostać ów trunek — gdy na pokładzie tuż za mną zadzwoniły kroki.
- ↑ Wzniesienie na przodzie okrętu, kwatera prostych marynarzy (inaczej komora zagłówna).