Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

największą dogodność i swobodę. Co ci z tego przyjdzie, że będziesz się zmuszał do ograniczenia?
— Panie łaskawy, — odpowiedziałem na to, — bądź o tem przekonany, że w dniu, kiedy napadniecie bezbronny okręt, zabiję tylu z was, ilu dostanę w swe ręce, i umrę z całą ochotą.
Teraz brzmi nieco teatralnie, lecz wówczas myślałem tak zupełnie serjo.
— Nie mam względem ciebie bynajmniej takich zamiarów — odpowiedział mój dziadek. — A choć mam pokusę, by się z tobą posprzeczać co do stanowiska opartego na fałszywem założeniu moralnem, zadowolę się jednak uwagą, że dobrzebyś zrobił, trzymając na wodzy swą porywczość, póki nie zajdzie potrzeba jej użycia.
Rzucił w bok bystre spojrzenie.
— Widzę, że ruszamy w drogę. Muszę narazie cię pożegnać, mości Robercie. Moją powinnością jest tutaj służyć za pilota.
Podniósł do ust mały srebrny gwizdek, na którego przenikliwy głos nadbiegło kilku z załogi.
— Idziemy, idziemy, kapitanie! — pierwszy ozwał się Bones. — Co jaśnie pan przykaże?
— Weźcie tego biedaka — mówiąc to, Murray, wskazywał na bezwładne cielsko Corlaera, — i zanieście do jednej z kajut. Obchodźcie się z nim uprzejmie. Rozkażcie temu małemu Irlandczykowi — jakże mu na imię?... aha, Darby!... rozkażcie Darbemu, by go pielęgnował i przynosił mu, co potrzeba. Ten oto panosza — tu wskazał na mnie — jest, panie Bonesie, moim wnukiem. Być może, że kiedyś będzie on po mnie dowodził Królewiczem Jakóbem, jakkolwiek dotychczas przebywa wśród nas nie z własnej woli. Winien on tu mieć zupełną swobodę, chyba że będzie przedsiębrał cośkolwiek na naszą niekorzyść. Bądź waćpan łaskaw powtórzyć to podwładnym.
— Cudaczna to jakaś śpiewka! — burknął Bones. — Czy to przyjaciel, czy wróg, kapitanie?
— Rozumne pytanie! — odpowiedział mój dziadek. — Moglibyśmy uważać go za wroga, z którym obchodzić się należy niemal jak z przyjacielem.

68