Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/91

Ta strona została skorygowana.

— Nawet choćby dawano pełną czapkę złota twierdził Pew.
— Ja nie lubię czynić przykrości, — ciągnął dale] Silver — ale nie brak takich, którzy pewno mówią, ze kapitan był nieco nierozważny.
— Czemu nie nazywacie go po imieniu?
Silver rzucił na mnie dziwne spojrzenie i rzekł:
— Są pewne nazwiska, których lepiej nie wymieniać w rozmowie. Za łaskawem pańskiem pozwoleniem będziemy nazywali go poprostu kapitanem.
— Nazywajcie go sobie, jak się wam podoba odrzekłem; — ale zdaje mi się, że ze strony ludzi tak osławionych, jak wy, było szaleństwem zapuszczać się do Nowego Jorku. Co więcej, sztorman statku pocztowego, który przybył z Brystolu, widział niegdyś kapitana Murraya i mógłby go poznać.
— Aha! — rzekł Silver, szczerząc zęby. — Ale nie widział kapitana, o którego tu przedewszystkiem chodzi, to jest, mojego komendanta; ba, nawet nie miałby nigdy sposobności, by mu zajrzeć w oczy... Zapytasz, czemu? Dlatego, że kapitan wychodzi z całą ostrożnością o zmroku, zasłaniając płaszczem oblicze i mając przy beku trzech rosłych śmiałków, by opędzić się od natarczywych cudzoziemców.
— Ale inni z pośród was...
— E, panie Ormerod, jakiż porządny żeglarz, drżący o własne życie, będzie sobie przypominał twarze gromady piratów, których widzi wysoko na pokładzie? Myśli sobie tyle, że jest to hałastra opryszków, którzy zabili jego zwierzchników, złupili jego okręt — i basta. Ba, w Kingstonie podejmował mnie gościnnie pewien szyper, którego złupiłem na dwa miesiące przedtem... ale było to jeszcze zanim straciłem nogę, a ponieważ ów wypadek stał się na innych morzach, przeto w tych stronach nie poznawano mnie jeszcze po jej braku.
— A czy umyślnie wzięliście ten okręt, by zawiózł was do Nowego Jorku?
— Prawdę powiedziawszy, z pomiędzy kilku ten był najlepszy do tego celu, — przyznał Silver. — Utnijcie mi drugą girę, jeżeli ten okręt przydać się może na co innego.

79