Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/015

Ta strona została uwierzytelniona.

trochę hebraty, a prawie jednocześnie nadjechała bryczka, wioząca doktora Horscroft’a z Ayton i jego syna, Jim’a.
Doktór nasunął aż na uszy wysoki kołnierz swego bronzowego płaszcza, twarz miał gniewną i mocno nasępioną i opowiedział na wstępie, że Jim, ujrzawszy sygnały, jeden z pierwszych popędził do Berwick, zabierając ze sobą nowiuteńką dubeltówkę ojca.
Biedny pan Horscroft całą noc strawił na szukaniu syna i teraz prowadził go w charakterze, buntującego się co chwila, więźnia, — błyszcząca lufa fuzyi wychylała się ponętnie z pod siedzenia bryczki...
Mina Jima, piętnastoletniego wyrostka, dla którego miałem zdawna wielkie uwielbienie, gniewniejsza jeszcze była, niźli surowa twarz ojca, brwi ściągnięte, pogardliwie wydęta dolna warga i ręce, niedbale wetknięte w kieszenie, zdawały się trochę wyzywać, trochę urągać władzy rodzicielskiej...
— A wszystko kłamstwo — dodał na zakończenie zirytowany eskulap. — Tamtym ani się śniło lądować, ci głupi Szkoci napróżno tylko zalegli Bogu ducha winne, drogi!
Jim nie mógł już tego najwidoczniej słuchać i wydał jakiś głos nieludzki, za co oberwał od ojca przyzwoitego szturchańca.
Uderzenie miało przynajmniej ten skutek, że chłopak zwiesił głowę z pokorą na piersi i siedział już spokojnie, nieczuły i obojętny na wszystko.
Mój ojciec kiwnął tymczasem w zamyśleniu rę-