wszystkimi kolorami tęczy i wyglądała bardzo uroczyście.
Przytem nie minęło i pół pacierza, kiedy już zdążyłem zauważyć nieme zdumienie rodziców na widok zmian, zaszłych w dawnej, i tak już eleganckiej, Edie, zdumienie, różne jednak zupełnie od tego, któregom ja doświadczał, a które było rodzajem czci pokornej i tem silniejszego pociągu, im zdawała się w niedościglejszych dla mnie przebywać, wyżynach.
Matkę, naprzykład, tak usposobił dziwny wąż z drobnych piórek, który otaczał jej szyję, że mimowoli mówiła do niej miss Calder, zamiast poprostu Edie, a wdzięczne licho wygrażało jej paluszkiem, ilekroć odezwała się w ten sposób.
Po kolacyi, kiedy dziewczę oświadczyło, że czuje się zmęczone i odeszło do swojej sypialni, — oboje rodzice nie umieli rozmawiać o niczem, tylko o pięknej, czarnowłosej siostrzenicy, jej eleganckiem obejściu i wysokiem wykształceniu.
Nagle ojciec się zasępił.
— Wszystko to prawda — szepnął trochę gorzko i jakby z mimowolnym wyrzutem. — Ale wygląda mi na lekkomyślną. Śmierć mego brata nie rozkrwawiła jej zanadto serca.
Po raz trzeci dnia tego uczułem ból ostroy w okolicach serca, i zimny, przejmujący chłód w piersiach. W myśli stanęły mi wszystkie jej słowa i nie znalazłem wśród nich żadnego, któreby dotyczyło niedawnej przeszłości i świeżo utraconego ojca...
Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.