Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

najnaturalniejszem przywiązaniem, zachodzącem zwykle między ciotecznem rodzeństwem, słowa twoje o sobie, ochrzciła mianem dzieciństwa i głupstwa. Rozumiesz więc chyba, Jock’u — ciągnął serdeczniej, jakby ze współczuciem — że nie jestem tak bardzo winny, i że nie zasługuję na twoją pogardę, tem więcej, iż Edie, przyrzekła mi solennie, postępowaniem swojem z tobą, przekonać cię, żeś się mylił, rozcząc sobie do niej, zupełnie zresztą bezzasadne, prawo. Z pewnością więc musiałeś zauważyć, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni unika cię rozmyślnie i nawet prawie nie rozmawia...
Z mojej krtani wybiegł śmiech zduszony, gorzki...
— O tak! — potwierdziłem dziko. — Bo nie dawniej, niż wczoraj, powiedziała mi właśnie, żem jest jedynym człowiekiem, którego kocha i jakiego kiedykolwiek mogłaby pokochać!
Horscroft okrył się trupią bladością, na chwilę zapadła między nami głucha cisza, potem uczułem ciężkie dotknięcie jego ręki na ramieniu, ponury, przeszywający wzrok wniknął we mnie, niby kaleczące ostrza, jakby mię pragnął przewiercić do głębi.
— Jock’u Calder’ze — zaczął zmienionym i chrapliwie świszczącym głosem — Jock’ — dotąd nie zdarzyło mi się słyszeć od ciebie kłamstwa? Czy teraz... czy teraz nie prowadzisz także gry podwójnej? Mówisz całą prawdę, — szczerze?!