Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

mocniej byłem przekonany, że mu się nie śniło żartować.
Trapiły mię także jego lata, których ani ja, ani Horscroft nie umieliśmy określić nawet w przybliżeniu.
Czasem wydawał nam się człowiekiem starszym, z doskonale zakonserwowaną powierzchownością, czasem zaś, przeciwnie, młodzieńcem o zniszczonej twarzy.
Ciemne, szorstkie, ostrzyżone krótko włosy, nie zdradzały najmniejszej siwizny, nad czołem przechodziły w czub obfity i starannie utrzymany, z którym mu było niezmiernie do twarzy.
Za to skórę okrywała sieć drobniutkich zmarszczek, które uwydatniała jeszcze bronzowa, opalona cera, czemże więc innem był, jeżeli nie starcem? A temu znów kłam zadawała zdumiewająca ruchliwość i zręczność, lekkość kroku, smukłość postaci i ciało jędrne i niby stal sprężyste, — przeczyły dni, spędzane w górach, lub na morzu z wiosłem.
Wszystko zatem zważywszy, orzekliśmy, iż może mieć lat czterdzieści do czterdziestu pięciu, choć znowu srodze nas niepokoiła okoliczność, w jaki sposób mógł tyle widzieć w tak krótkiem stosunkowo życiu?
Aż dnia pewnego zgadało się coś o latach, klimacie i długowieczności i wtedy spotkała nas nieoczekiwana niespodzianka.
Oznajmiłem właśnie, że niedawno skończyło