giego wśród nas pobytu i mnóstwa szczegółów, które pojedyńcze i luźne, nie stanowiły wprawdzie nic podejrzanego, a jednak związane w pewien ciągły łańcuch, nabierały cech istotnie tajemniczych i niejasnych.
Kogo on oczekiwał w sygnałowej wieży?
Czyżby był szpiegiem, lub może miał wspólnika, trudniącego się szpiegostwem, a te ruiny byłyżby miejscem ich schadzek?
Nie, to niedorzeczność.
Cóżby mógł szpiegować w spokojnem hrabstwie Berwick?
Zresztą, major Elliott znał go przecież bliżej i o powodach pobytu w West Inch’u musiał być poinformowany dokładnie, — czyżby siwa głowa zasłużonego żołnierza schylała się przed tym nieznajomym z takim niezwykłym szacunkiem, gdyby znajdował w tem cośkolwiek niejasnego?
Wtem z boku usłyszałem głośne pozdrowienie. Spojrzałem szybko w tym kierunku i na najbliższej pochyłości ujrzałem właśnie majora, powoli spuszczającego się w dolinę. Na smyczy prowadził ulubionego buldoga, Bounder’a.
Niecierpieliśmy go wszyscy, gdyż zwierzę było złe, złośliwe i na sumieniu miało już niejednego pokaleczonego człowieka, — jednak stary żołnierz darzył go niezmiennem przywiązaniem i nie ruszał się z domu bez ukochanego ulubieńca, na nalegania sąsiadów, zakładając mu jedynie mocny, skórzany rzemień i obrożę.
Nagle major chorą swą nogą zawadził o ga-
Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.