Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/157

Ta strona została uwierzytelniona.

Adres wypełniony był tem samem pięknem, czytelnem pismem i brzmiał jak następuje:
Dobrym ludziom z West Inch’u”.
List zaś przechowuję dziś jeszcze i to, co w tej chwili przepisuję z pożółkłych, zaplamionych kartek:
— „Przyjaciele!
Nie spodziewałem się opuścić was tak niespodzianie i nagle, rzecz zależała jednak od innej, niż moja, woli.
Obowiązek i honor powołują mię w szeregi dawnych towarzyszy.
Słowa moje zrozumiecie lepiej, zanim niewiele jeszcze dni upłynie.
Zabieram z sobą Edie, ponieważ się zgodziła zostać moją żoną, — kto wie, czy w przyszłych, spokojniejszych czasach, nie ujrzycie nas kiedy w West Inch’u.
Tymczasem przyjmijcie choć zapewnienie mojej życzliwości i zechciejcie wierzyć, że nigdy nie zapomnę tych cichych miesięcy, jakie przebyłem pod waszym gościnnym dachem, — wtedy — gdy pozostawał mi zaledwie tydzień życia, gdybym wpadł w moc Sprzymierzonych. Może zaświta dzień, w którym i to także się wyjaśni.
Szczerze wam życzliwy
Bonawentura de Lissac,
Pułkownik Woltyżerów Gwardyi i adyutant Jego Cesarskiej Mości, Cesarza Napoleona”.
Głos mój stał się chrapliwy i syczący, gdy