rączkowem zbrojeniu się i generalnych, cesarskich przeglądach, słynnej na całą Europę armii.
Potem gruchnęła wiadomość, że Wellington już w Niderlandach i że nam, lub Prusakom wypadnie przetrzymać pierwsze uderzenia gromu.
Rząd nasz jak tylko mógł najśpieszniej, ładował wojsko na okręty.
Wszystkie porty na wschodniem wybrzeżu zawalone były armatami, natłoczone końmi, amunicyą.
Trzeciego czerwca i my otrzymaliśmy rozkaz wymarszu.
Tegoż jeszcze wieczora wsadzono nas w Leith na okręty i nazajutrz o zmierzchu przybyliśmy do Ostendy.
Pierwszy to raz w życiu noga moja stąpiła na cudzoziemską ziemię.
I nietylko ja, gdyż większość moich towarzyszy składała się z mlodych, nowozaciężnych, żołnierzy.
Zdaje mi się, że jeszcze widzę te ciemnoszafirowe wody, lekko sfałdowaną linię powrotnych bałwanów morskich, rozbijających się o skały, wydłużone, żóltawe wybrzeże i dziwaczne jakieś młyny z poruszającemi się bez końca ramionami, który na lekarstwo daremnie szukałbyś we Szkocyi.
Miasto było czyste i utrzymane nadzwyczaj starannie, jak może żadne ze szkockich, ale nie znalazłbyś tam ani mocnego, angielskiego piwa (ale), ani doskonałych, owsianych placuszków.
Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.