Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

krew grała w żyłach, — lękałem się, by nie popełnił jakiegoś niedarowanego głupstwa.
Wtem zdało nam się, że Bonaparte pochyla się w siodle, mówi coś do adyutanta...
Potem cała gromadka wykonała zwolna pół obrotu i wkrótce znikła pośród wzgórzy, a prawie w tejże chwili z bateryi, umieszczonej na najdalszem zboczu rozległ się wystrzał armatni, wzbił się w niebo obłoczek białawego dymu.
Nie ucichł jeszcze, kiedy w naszym obozie zagrano pobudkę.
Co tchu kopnęliśmy się na dół i jęliśmy gorączkowo formować szeregi.
A wzdłuż linii wojsk naszych nieprzerwanym hukiem rozegrzmiały strzały i wszyscyśmy myśleli, że to zaczyna się bitwa, dopóki inni nie objaśnili nam, że w ten sposób kanonierzy czyszczą swoje działa.
Istotnie należało się obawiać czy podsypki i lonty nie zwilgotniały podczas tej burzliwej nocy.
Z miejsca, w którem stałem roztaczał się widok tak wspaniały, iż by go ujrzeć, warto było przepłynąć nieskończone morza.
Całe zbocze pokrywały czerwone i niebieskie czworoboki, i ciągnęły się aż ku jakiejś niewielkiej wioseczce, odległej od nas prawie o dwie mile.
A w szeregach naszych powtarzano cicho, że zawiele tych niebieskich mundurów, nie dosyć czerwonych, — toż Belgowie nie dalej jak wczoraj jeszcze dali dowód, iż mają cokolwiek za „mięk-