Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

nie tutaj, — w tył od tamtego folwarku! To Gwardya. Jest ich dwadzieścia tysięcy, robaczki, dwadzieścia tysięcy najprzedniejszych ludzi, wściekłych jak szatany, którzy całe życie się biją, od dzieciństwa prawie, od czasu kiedy niewiele co więksi byli, niż moje kamasze. Przeciwko dwóm trzech ich staje, dwa działa przeciwko jednemu. Panie odpuść! Wy, rekruci, jeśli wam się przyjdzie spotkać, pożałujecie ciepłego kąta w domu, wpierw nim który natrze!
Niema co mówić! Dodał nam odwagi! Że jednak brał udział we wszystkich dawniejszych kampaniach i bitwach, począwszy od hiszpańskiej Korunii, że miał medal i siedem zaszczytnych odznaczeń, więc przysługiwało mu niezaprzeczone prawo plecenia co ślina na język przyniesie.
Kiedy armia francuska stanęła już w bojowym szyku, trochę dalej, niż odległość armatniego strzału, — z pośród nich wyłoniła się gromadka jeźdzców, kapiących od srebra, złota i purpury i jęła przebiegać pomiędzy pułkami, a w ślad ich przejścia zrywały się pełne uniesienia krzyki, wyciągały się ramiona, podnosiły ręce, — wojsko z zapałem słuchało słów uwielbianego wodza.
A potem umilkło wszystko.
I dwie armaty stanęły twarz w twarz w straszliwej, niczem niezmąconej ciszy.
Widok był potężny i często wstaje w mych wspomnieniach.
Nagle, tuż przed nami, zakołysały się szeregi na pozór trwożnym i bezładnym ruchem.