Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

tak straszny, iż nietylko ostrze, lecz i drzewce wyszło przodem, pomiędzy drugim i trzecim guzikiem mundura...
— Helu! Helu moja! — krzyknął nieszczęśliwy i runął twarzą na ziemię, a prawie jednocześnie mordercę zasypał grad kul, żądnych pomszczenia śmierci towarzysze i ułan powalił się także, — nie wypuszczając jednak lancy z kurczowo zaciśniętych dłoni. Skonał u nóg ofiary. Śmierć połączyła ich straszliwym węzłem.
Baterya odpowiedziała nam gorętszym ogniem, zaraz też krew jęła bluzgać, mgłą czerwoną przesłoniła oczy...
Czworobok może być doskonalą formą do skutecznego odpierania ataków kawaleryi, — ale co innego kule armatnie, granaty i tym podobne okrucieństwa! Co chwila teraz świst złowrogi przeszywał powietrze i szerzył wśród bezbronnie stojących krwawe spustoszenie. Uszy napełniły się wkrótce głuchym odgłosem charakterystycznego chrzęstu, jaki czyni żelazo, pogrążające się w ciele człowieka, mundury, twarze, ręce plamiła coraz częściej krew mrących kolegów...
Minęło dziesięć nieskończonych minut, potem rozkazano nam się cofnąć o sto kroków w prawo, — na dawnem jednak miejscu został drugi, na wieki milczący czworobok, — stu dwudziestu żołnierzy i siedmiu oficerów, ciemną, nieruchomą plamą znaczyło poprzednią pozycyę...
Tamci nie dali i teraz jeszcze za wygraną.
Nie wyszło i pół pacierza, gdy na najwyższej wyniosłości wzgórza zamajaczył pułk kawaleryi,