Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

chodźców musiał odprawiać kolejno straż przy koniach i obozie.
Rodziny Brissona i Liona w czasie długiej podróży zaprzyjaźniły się szczerze. Na popasach stawali obok siebie, rozpalali wspólne ognisko, razem wieczerzali, a mężczyźni upolowaną zwierzynę oddawali do wspólnego użytku.
Zwłaszcza szesnastoletnią Lolę łączyła przyjaźń braterska z dziewiętnastoletnim Adrjanem Lionem. Próbowali wspólnie celności rewolwerów, rozmawiali dużo i chętnie o Francji, o podróży morskiej i o przeżytych kolejach losu.
Dzień był upalny, znużone konie wlokły się leniwo, ludzie, pomęczeni gorącem, poruszali się jak senni. Wreszcie dowódca wyprawy dał znak do wypoczynku, jakkolwiek słońce stało jeszcze dość wysoko.
Natychmiast wozy ustawiono półkolem, wyprzężono konie, a młodzież ruszyła żywo po suche drwa do pobliskich krzaków.
Tego dnia Brisson i Lion nic nie, upolowali i już miano pożyczyć u sąsiadów kawał mięsa, gdy Adrjan Lion zaproponował, iż pójdzie w step i spróbuje szczęścia.
— Pójdę i ja z tobą — odezwała się Lola — zobaczę celność twych strzałów.
— Idźcie — dodał Brisson — tylko nie oddalajcie się zbytecznie i przed zachodem stawcie się w obozie.
Adrjan nabił jedną lufę swej dubeltówki kulą, a drugą śrutem na ptactwo — i oboje poszli szybko w głąb stepu.
Napróżno jednak Adrjan skradał się, czyhał i podpatrywał zwierzynę — żadna nie przyszła na strzał.

9