Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czyś ranny?
— Uniknąłem śmierci dzięki tobie, Lolu. Teraz będę twym sługą i niewolnikiem na całe życie.
— Bądź mi tylko przyjacielem, to mi wystarczy. A teraz wracajmy, już się ściemnia, ja się boję.
— Wpierw pozwól mi, Lolu, nabić strzelbę kulą, bo, kto wie, z ilu wrogami możemy się tu spotkać.
— O, nie mów tak, boję się — rzekła Lola, oglądając się trwożliwie. — Chodźmy już, chodźmy!
W powrotnej drodze nie spotkali nikogo, i już noc zapadła, gdy doszli do obozu.
Opowiedzieli swoją przygodę rodzicom, a Henryk Lion, ściskając Lolę, mówił ze łzami w oczach:
— Uratowałaś mi syna od niechybnej śmierci, czem ci się odwdzięczę?
— Przyjaźnią — odpowiedziała Lola — zresztą jest w tem i pańska zasługa, gdyż rewolwer ten otrzymałam w Nowym Orleanie od pana.
— Błogosławiona ta chwila, gdy ci go darowałem; póki życia nie zapomnę twej przysługi.
— A ja bardzo żałuję, że musiałam strzelić do tego Indjanina, bo nigdy nie chciałabym odebrać życia człowiekowi. Wołałabym, żeby był tylko raniony, a nie zabity.
— Prawda, moje dziecko, ale strzelaliście tylko we własnej obronie.
Gdy inni wychodźcy dowiedzieli się o zjawieniu Indjan, podwojono straże, a starsi i doświadczeńsi zebrali się na naradę.
Jeden z osadników, stary Anglik, który kilkakrotnie walczył z Indjanami i znał dobrze ich zwyczaje i obyczaje, przemówił:

11