Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Kilka tygodni minęło, zanim obie osady zostały doprowadzone do porządku, a gdy pewnej niedzieli odpoczywano po ciężkiej pracy, Brisson odezwał się:
— Teraz czas pomyśleć o zarobku.
— I ja tak sądzę — odpowiedział Henryk Lion — jutro pójdziemy na polowanie.
Powrót z polowania był bardzo wesoły. Obaj myśliwi przekonali się, że bór jest pełen zwierzyny, zdobycie więc futer będzie łatwe i obfite.
— Dziś na stepie widziałem bizony — dorzucił Adrjan.
— A ja wielkie ryby w naszej rzece.
— Mamy więc wszystko, co nam potrzebne do życia. Myślę jednak, że nasze prace należałoby podzielić.
— Bardzo słuszna uwaga.
— Sądzę — zaczął Brisson — że przedewszystkiem celem zabiegów naszych powinien być powrót do Francji. Wszak całe życie spędzić w tej pustyni nikt z nas nie myśli.
Przyznano mu jednogłośnie słuszność.
— A więc my dwaj starsi — ciągnął dalej Brisson — zajmiemy się polowaniem, by zyskać futra i skóry. Adrjan niech się postara o świeże mięso i ptactwo, a kobiety będą łowiły ryby na czas postu.
Plan ten przyjęto i zaraz nazajutrz wprowadzono go w życie. Ilość skór i futer wzrastała tak szybko, że Brissonowa i siostra Henryka Liona z trudnością nadążały w suszeniu i dopilnowaniu skór.
Lola i Adrjan dostarczali sumiennie żywności, ale jednostajność zaczęła ich nużyć, postanowili tedy zmienić swe role.

13