Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

giem bizona, już oblewał go oddech gorący zwierzęcia, gdy padł strzał. Zwierz przystanął, zachwiał się, zatoczył, zwrócił pół ciała jak do ucieczki i runął na ziemię.
W tej chwili Adrjan podniósł się i w ręku swego ojca ujrzał dymiącą jeszcze po strzale lufę.
— Zdrów jesteś, mój synu? — zawołał Lion.
— Dzięki ci za ocalenie — odpowiedział wesoło Adrjan.
Pobiegł do ojca, ucałował go i obaj szli obejrzeć zabitego samca.
Wkrótce nadszedł Brisson, który zdala widział całą przygodę.
— Będziesz żył długo i szczęśliwie — mówił, ściskając rękę Adrjana — już dwa razy śmierć ci zajrzała w oczy, a zawsze wymknąłeś się bez szwanku.
Po chwili Lion rzekł:
— Dziś mieliśmy świetny dzień: trzy bizony upolowane i żadnego nieszczęścia.
— Adrjanie! Siądź na konia i sprowadź tu wóz, trzeba zawieźć zdobycz.
Adrjan nie dał sobie powtórzyć tego rozkazu, wskoczył na siodło i pogalopował w kierunku osady.
Zaledwie Adrjan znikł w wąwozie, gdy od strony boru zjawiła się konno Lola i szybko zbliżyła się do ojca.
— Co tu robisz? — spytał Brisson.
— Jadę łowić ryby. Wczoraj nastawiłam więcierze, chcę zobaczyć, ile się złapało.
— Niepotrzebne dziś ryby — zaśmiał się Lion — mamy trzy bizony.
— Aż trzy?

16