Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

Obydwaj zeskoczyli z wozu i zbliżyli się do płaczącej, która, łkając, z trudnością odpowiedziała:
— Adrjana niema od dwóch dni, a Loli od wczoraj rano.
— Jakże się ma moja żona? — spytał Brisson.
— Leży słaba.
— O moje przeczucia! — zawołał rozżalony i wszedł do domu, za nim poszli Lion z siostrą.
Na łóżku leżała blada i schorowana Brissonowa, która na widok męża zaczęła cicho płakać i zapytała:
— Jak myślisz, Janie, czy Lola żyje?
— Jeśli wpadła w ręce Indjan, to na pewno żyje; pójdę i wyswobodzę ją, lub sam zginę.
— I ja idę z tobą, mój przyjacielu — rzekł również zgnębiony Lion.
— Więc nie traćmy czasu, Henryku, posilmy się i dalej w drogę.
W czasie jedzenia kobiety opowiedziały o Indjaninie, który napadł na dom Brissona, i o obronie Loli.
Wypytawszy się o kierunek, w którym poszli Adrjan i Lola, obaj myśliwi ruszyli na poszukiwanie dzieci.
Wkrótce natrafili na ślad Loli, a po chwili na ślad stóp Adrjana: szedł on w innym kierunku. Obaj ojcowie, uścisnąwszy sobie ręce, rozłączyli się i każdy poszedł śladem swego dziecka.
Już zaczęło się zmierzchać, gdy Brisson, pilnując wciąż śladu stóp Loli i Indjanina, wyszedł z lasu i zobaczył woddali osadę indyjską. Szybko skrył się w gęstwinę i położył się na ziemi. Po chwili posłyszał jakieś kroki, ostrożnie wychylił głowę i zobaczył swego przyjaciela, Liona. Porozumieli się na migi, by cofnąć się w głąb lasu i tam porozmawiać.

24