Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

— Lola u Indjan — szepnął Brisson, gdy przyszli w bezpieczne miejsce.
— Adrjan również — odpowiedział Lion — widocznie bronił się, bo znalazłem ślady krwi, lecz później ranę musiano przewiązać, bo więcej krwi nie widziałem. Jak ich uwolnić?
— Zaczekamy do nocy, ale wpierw muszę zbadać osadę.
— Zobaczą cię.
— Nie tak łatwo; pójdę na skraj lasu i wejdę na drzewo, a ty zaczekaj tutaj.
— Pójdziemy razem — rzekł Lion — ty będziesz obserwował z góry, a ja stanę na straży.
— Niech i tak będzie.
Brisson z wysokiej sosny dojrzał istotnie dwa wigwamy, przed któremi stała straż. Dostęp do tych wigwamów był łatwy, gdyż znajdowały się na samym skraju osady.
Rozpatrzywszy tedy dokładnie miejsce, zlazł z drzewa i opowiedział Lionowi spostrzeżone szczegóły.
— Ilu Indjan stoi na straży?
— Po jednym przy każdym wigwamie.
— Dwom dzikim łatwo poradzimy, idzie tylko o to, aby dojść.
— Zaczekajmy do nocy — radził Brisson. — Niebo chmurne, więc mimo księżyca będzie ciemno. Podsuniemy się pocichu, trzeba będzie bez hałasu straż podusić.
— Miłość dla syna doda mi sił — rzekł Henryk Lion, ściskając nóż myśliwski.

25