Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/28

Ta strona została uwierzytelniona.

— Najmniejsza nieostrożność może zgubić nietylko nas, ale i uwięzionych.
— Niepotrzebnie mi to mówisz, Brissonie, wiem, wszyscy ruszyliby na nas, gdyby straż krzyknęła.
Cofnęli się obaj w głąb boru, a gdy noc zapadła, zbliżyli się do osady. Napozór wszystko spało w osadzie, wódz jednak przed nocą nietylko podwoił straż u wigwamów, lecz nadto rozkazał dwudziestu ludziom stać wpogotowiu na wypadek napadu; przypuszczał bowiem, że biali zechcą ratować uwięzionych i urządzić niespodziewany atak.
Obaj myśliwi, cicho skradając się, ruszyli ku namiotom, mając wpogotowiu broń, by w razie pogoni stawić opór.
Posuwali się naprzód tylko wówczas, gdy księżyc krył się za chmurami; wreszcie dopełzli blisko, może jakie dwadzieścia kroków od więziennych wigwamów. Przylgnęli ku ziemi, gdyż właśnie księżyc, odsłonięty z chmur, przyświecał bladawem światłem.
Na płaskiej, odkrytej równinie dwaj leżący myśliwi przedstawiali szarą bryłę, jednak bystre oczy Indjanina na straży dostrzegły niezwykły przedmiot i dziki już zeń nie spuszczał wzroku. Niecierpliwy Lion ruszył, zanim księżyc skrył się za chmury. Indjanin zahuczał jak sowa, na znak, że ktoś się zbliża, i nagle, prawie bez szelestu, przybiegło do niego dziesięciu Indjan, czekając wyraźniejszego hasła,.
Brisson i Lion, nie podejrzewając takiej siły, a korzystając z ciemności, pośpieszali żywo. Już Brisson schwycił w swe silne ręce jednego ze strażników, a Lion drugiego, gdy wokoło rozległ się wojenny okrzyk Indjan:

26