Strona:Artur Gruszecki - Córka osadnika.pdf/9

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mam dobry wóz, pomieszczą, się na nim trzy kobiety, a my ruszymy pieszo — zachęcał Lion.
— Hm... wóz i parę koni kupię sam, tylko czy żona zechce jechać w takie odludzie, w sąsiedztwo Indjan? — wahał się Jan..
— Ależ pomyśl, Janie, co tu będziesz robił dalej? O pracę trudno, żółta febra gnębi miasto, ruch handlowy ustał; więc myślę, że najlepiej uczynisz, gdy z nami pojedziesz.
— Co za jedni są twoi towarzysze?
— Ludzie odważni i dobrze uzbrojeni; trzydziestu pięciu pobije setkę Indjan z łatwością. Między niemi są Anglicy, Hiszpanie, Francuzi, a każdy ma rodzinę; ogółem zbierze się do stu osób.
— I chciałbym, i boję się — wahał się Brisson.
— Pomyśl tylko, Janie, jak to zapolujemy na bizony i niedźwiedzie! Nasze celne karabiny pozwolą nam uczynić z polowania bardzo dochodowe rzemiosło. Za skóry i futra płacą dobrze, a na tym handlu znam się trochę.
— Więc wiesz co, Henryku, — odezwał, się Brisson — chodź ze mną, a w domu zdecydujemy z żoną i córką, jak urządzić nasze przyszłe życie.
— Z miłą chęcią — odparł Henryk Lion.
I żona, i córka Brissona przyjęły chętnie propozycję Henryka Liona, który, uradowany pozyskaniem nowego towarzysza, ofiarował Loli swój sześciostrzałowy rewolwer, mówiąc z uśmiechem:
— Daję ci, Lolu, ten rewolwer, naucz się strzelać, byś w potrzebie siebie i nas obroniła przed Indjanami.
Lola, ładna blondynka, zgrabna i żywa, podzięko-

7