Ta strona została uwierzytelniona.
— Ani myślę.
— Śliczna cena, bierz pani — doradzał pośrednik.
— O radę nikt pana nie pyta — rzekła wyniośle panna Zofia.
— Ot, i napytałeś sobie, panie Ziębowski! — zaśmiał się. — A pani, duszo moja, nie gubże mnie, dam ostatnią cenę: trzy tysiące pięćset!...
Umilkł, czekając na wrażenie.
— Nie wezmę — rzekła stanowczo właścicielka.
— Toż zmiłuj się, pani: za co chcesz tyle? Ot lasu niema... łąki kiepskie... ziemię znam lepszą... Wy i ten dwór w gubernii Warszawskiej coś warte dla mnie... to i daję.
— Nie mogę.
— Tak trudno niewolić... chcia-