Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszę, siadaj pan, pewno z podróży pan zmęczony i głodny.
— To nic, ja sobie podjadł.
— Nie odmówi pan jednak...
— Paniom się nigdy nie odmawia, ja znam się na grzeczności.
Usiadł i jadł odgrzewaną zupę i wystygłe mięso, pochłaniając oczyma piękną pannę Zofię, siedzącą naprzeciw.
— Ot, przyjechał ja na naukę — mówił w przerwach jedzenia — zapłaty za stół pani nie weźmie, co?
— Pan naszym gościem.
— Toż wiedziałem, że pani grzeczna, ale i ja nie chcę być ciężarem, to ja przywiózł, co mógł zabrać z Warszawy. Mam ja tam śledzie, tam homary, tam sardynki i inne delikatesy, no i napitków takoż: szampańskie, nalewki i słod-