Ta strona została uwierzytelniona.
— Ja swego nie podaruję — szepnął narzeczony.
— Później, później... Julcia wejdzie.
— Ot, ja popadł w niewolę — mówił, odgarniając z czoła ciemne włosy i idąc za panną Zofią — nie mama, to Julcia, a zawsze ktoś jest...
— Taki zwyczaj... — szepnęła z uśmiechem. — O jeszcze znudzi pana późniejsze sam na sam.
— Oj, co to, to nie!
Zasiedli do stołu, obficie zastawionego, i panna Zofia po chwili rzekła:
— Mamo, pan Tadeusz przywiózł dziś wypis hypoteczny.
— Jaki?
— Popielówka już moja, a pani piętnaście tysięcy zaraz po To-