Ta strona została uwierzytelniona.
wało mu się, że jest w restauracyi, i pamiętał, że kazał podać kawę. Ręką pocierał spotniałe czoło, zapalił papierosa, rozejrzał się, poznał swój jadalny pokój i znów począł się niecierpliwić z powodu braku kawy czarnej, jedynego i pożądanego lekarstwa w takiej sytuacyi.
— Kawy!... kawy! — wołał półgłosem.
Wreszcie rozgniewany pochwycił nóż, leżący na stole, i zaczął dzwonić o szklankę. Nikt nie przychodził.
— Pogłuchli, czy co?
Podszedł do drzwi, otworzył, wołając głośno:
— Hej! Kawy!... Podawaj!... Kawy! — i zaklął głośno.
Zjawiła się żona.