Ta strona została uwierzytelniona.
się nad swem nieszczęściem, bez przyjaciela i towarzysza, nad sporem z żoną, rozpamiętywał dzień dzisiejszy, i zwolna mijało podniecenie.
Podszedł do lufcika otwartego, owionął go wiatr chłodny; prawie zupełnie oprzytomniał i rzekł głośno:
— Ano ja był pijany!
Rozmyślał nad przyczyną nieobecności żony; nie zdawał sobie jasno sprawy ani ze swoich, ani z jej słów. Zapragnął wyjaśnienia, czuł rosnącą miłość ku żonie, ogarnęła go nadzwyczajna czułość dla niej. Otworzył drzwi i zawołał nieśmiało:
— Zosiu! Zosieczku! Serce ty moje, duszo, no, przebacz, chodź, zmiłuj się!