Ta strona została uwierzytelniona.
Weszła z nachmurzoną twarzą; padł jej do nóg:
— Depc mnie, bij, zabij... ja ciebie niegodny, ale ja ciebie kocham... nie ruszę się z miejsca, póki mi nie przebaczysz, ty, pani moja, ty królowa, daruj mi, daruj!
— Wstań... zawsze mnie przepraszasz i zawsze robisz to samo.
Powstał i, całując jej ręce, mówił:
— To ostatni raz, już nie będę.
— I to słyszałam.
— Ale teraz dotrzymam, zobaczysz.
— Zobaczymy — westchnęła. — A teraz opowiedz mi, tylko szczerze, co robiłeś w Warszawie?
— Byłem w banku, podniosłem tysiąc rubli.