Ta strona została uwierzytelniona.
— No, u mnie słowo nie wróbel, tak mówię, że wrócę i koniec.
Pani Zofia, przyjechawszy dość wcześnie na dworzec kolei żelaznej, usiadła przy bocznym stoliku w obszernej sali restauracyjnej. Sala podłużna, oświetlona słabo czterema lampami nafcianemi, z wielkim stołem pośrodku, ozdobionym nieśmiertelnie nudnymi bukietami z zeschłych, pomalowanych i zapylonych roślin i piór, z piramidami pustych butelek z etykietami win i koniaków, z popstrzoną paterą na bułki, z rozwieszonymi na ścianach rozkładami pociągów, miała w sobie coś ze zbiornika nudów, zgromadzonych ze wszystkich stron świata; nużyła jednostajnością i kosmopolitycznym układem me-