Ta strona została uwierzytelniona.
Pani Zofia stała zmieszana, nie wiedząc co począć. Poznała, że mąż i jego goście są już podchmieleni, obawiała się wywołania głośnej awantury, radaby zniknąć, ale znów strach o pieniądze, przywiezione przez męża, zmuszał ją do pozostania na stacyi i odwiezienia męża do domu.
Wszyscy trzej szli, a mąż, spostrzegłszy ociąganie się żony, zawołał:
— Chodź, Zosiu z nami... na chwilę... zaraz pojedziemy, jak cię kocham...
We drzwiach spotkali wychodzących naczelnika i ekspedytora.
— Ot, szczęście! — krzyknął pan Szyszkowski — wypijesz z nami, naczelniku, co?
— Dziękuję, dopiero co piłem.