Ta strona została uwierzytelniona.
— Iii, jeden jeszcze się zmieści... chodź — i wziąwszy za ramię, prowadził z sobą.
Pani Zofia usiadła opodal przy stole, patrząc z żalem i wstrętem na hałasujących przy bufecie mężczyzn.
— Dla mnie angielską gorzką!
— Koniak, aby dobry!
— Tylko czysta!
— A pani nie pija? — spytał męża pan Michałowski, brunet z twarzą zmęczoną, silący się na elegancyę.
— Zosieńku, duszko, tak wypij likieru.
Pan Brośkiewicz, przysadkowaty blondyn, z nierównym zarostem na twarzy zniszczonej, wytartej jak stare trzygroszniaki, z rysami zlewającymi się z sobą,