Ta strona została uwierzytelniona.
niewyraźnymi, podszedł do stolika chwiejnym, kaczym krokiem, mówiąc ze słodkim uśmiechem:
— Kieliszeczek likierku, pani dobrodziejko, malutki...
— Dziękuję.
— Ale taki maciupki kieliszunio likiereczku słodziutkiego — zapraszał, rozszerzając usta w uśmiechu.
— Dziękuję.
— Pójdź tu, Konstanty! — krzyknął amfitryon — nie uprosisz, ja ją znam.
Wypili jeden kieliszek, zjedli przekąski, wypili drugi i usiedli przy stole pani Zofii, milczącej, chmurnej, z wypiekami na bladej twarzy.
— Jedźmy już, Tadziu — prosiła.
— Zaraz, zaraz... ot po kieliszku szampana i pojedziemy.