Ta strona została uwierzytelniona.
dworskie — upomniał furmana pośrednik.
Wyjechali za wieś. Z jednej i drugiej strony drogi stały w dalekich odstępach, powykręcane, garbate, stare wierzby, połyskując w słońcu swym liściem lakierowanym. Uprawne pola, przegradzane barwnemi miedzami, zakwitłemi gruszami, ciągnęły się daleko na płaskiej równinie, przerzniętej rzeczułkami i gajami. Lekki powiew wschodni muskał zboża i liście drzew, przynosząc z sobą zapach ziół i kwiatów, świeżość poranku i chłód łąk nadbrzeżnych.
— Ot, aż duszy lżej! — zawołał pan Szyszkowski, wciągając pełną piersią powietrze.
— Niema to jak wieś — westchnął szczerze były obywatel ziemski.