Strona:Artur Oppman-Śpiewy historyczne.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

Barwny od kwietnych sadów, bogatych kościołów,
Pod niebem, raz, jak farbka, inny raz, jak ołów,
A wtedy cię, jak bagnet, pchnie coś pod łopatki,
Gdy wpomnisz nasze niebo modre, jak bławatki.

W każdej prawie kompanji był u nas poeta.
Bywa, z głównego sztabu przyleci sztafeta:
Pod broń! a taki młodzik, co to wiersze składa,
Wsparł papier o łęk siodła i rym dopowiada.
Albo czasem, po bitwie, gdy każdy z nóg leci,
On o śnie nie pomyśli, cichcem piosnkę kleci,
Żywym sławę obwieszcza, ległym łzę poświęci, —
Rankiem ją cały legjon już śpiewa z pamięci.

Poeta! dziwne rzeczy! ani nam się śniło
Mieć w kraju takich za coś: jakby ich nie było,
Dopiero się tej nacji w wojsku namnożyło.
Może to taki zwyczaj, że człowiek wojskowy,
Ma chybciejsze, niż inni, do wierszy narowy,