Ta strona została uwierzytelniona.
I znów ciemno: zgasł pożar.. ale tam... bez szmeru —
Patrz — pomyka mar szereg w stronę Belwederu...
Już pod pomnikiem pusto... już króla oblicze
Wytęża wzrok za nimi w gęstwie tajemnicze.
Idą.. cicho jak wizja... nagie drzew szkielety
Zadygocą od grozy... na mgnienie bagnety
Iskrą błysną miesięczną... I los się dokonał.
I nagle wrzask ogromny wybuchnął — i skonał...
A Warszawę czuć buntem: skroś nocne odmęty
Słychać suchy grzmot strzałów, rumaków tętenty,
Warkot bębnów na alarm, jęk ponury dzwonów,
Ostry dźwięk trąbki z koszar zerwanych szwadronów,
Palbę ręczną, jak odgłos gradowego szumu,
Niezrozumiały pomruk dalekiego tłumu
I grom, co raczej w sercu, niźli w uchu dzwoni:
„Rewolucja! Do broni! do broni! do broni!“