Ta strona została uwierzytelniona.
Straszne to były czasy — straszne i radosne!
W powietrzu, choć to zima, czułeś, jakby wiosnę;
Jakieś wieści tajemne leciały ze świata,
Z których obcy obcemu, jakby brat do brata
Zwierzał się w upojeniu i w ekstazie świętej,
Że się wreszcie otworzy grób w trumnie zamkniętej,
Osypanej, jak kwieciem, sercami ludzkiemi,
Żywej wiecznie, kochanej nad wszystko na ziemi.
Gerwazemu z Józikiem, jak całej Warszawie,
Każdy dzień tych miesięcy zdał się snem na jawie;
Wszystkich manifestacyj stali uczestnicy,
Od świtu do wieczora żyli na ulicy:
Oni to, w Karmelickim na Lesznie kościele,
Pierwsi, „Boże, coś Polskę“ wyśpiewali śmiele
I oni wszczęli w Rynku bój przy wodotrysku,
Gdzie wziął Trepow jenerał od szewca po pysku
- ↑ Błąd w druku; luka w numeracji; numer strofy dodany przez zespół Wikiźródeł.