Piszę rankiem. Śnieg zawiał okienka mej chaty,
W izbie mroźno i szaro. Jakiś gość skrzydlaty
Przed zimnem do lepianki schronił się — i ćwierka.
Ja piszę, a ptaszyna z pod pułapu zerka
I widzi, jak na papier ciężka łza mi kapie...
Sople wiszą lodowe u ścian, na okapie
I stary mój kożuszek srebrzy się od szronu...
Jak głucho! bicie serca słyszę, jak głos dzwonu!...
Co tu robię? jak żyję? Nie wiem, jak nakréślić,
Że patrząc — nie chcę widzieć! myśląc — nie chcę myślić!
Że pomiędzy tem wszystkiem, co mnie tu otacza,
A mną — jest dusza moja, która przeinacza
Rzeczywistość — i sprawia, ze złudzony snami,
Chodzę z niewidomemi, jak ślepiec, oczami
I dzień po dniu przeżywam i chwilkę za chwilką
Tem, co mam wewnątrz siebie! I tak trwam: tem tylko!...
Strona:Artur Oppman-Stare Miasto Obrazki z niedawnych lat.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.