Jaś omyślił nową psotę:
Na śliweczki ma ochotę,
Wziął kapelusz swój słomkowy
I wędruje w sad śliwkowy,
Pomaleńku, krok za krokiem,
Patrząc wkoło bacznem okiem.
Nic nie widać i nikogo!
Jaś hyc! na płot zręczną nogą,
Na drzewinę potem z płota —
I zaczyna się robota!
Jaś rwie śliwek całe pęki —
Już kapelusz pełniuteńki.
|
Jasiu! Jasiu! wstyd ogromny!
Czyś rodziców słów niepomny?
Przecież to się ręce brudzą,
Gdy się bierze własność cudzą!
Przecież kradzież — rzecz straszliwa,
Która zbrodnią się nazywa.
Wtem, gdy Jasio już umyka,
Nagle babcia go spotyka,
Janek stoi zawstydzony,
Jak turecki pieprz czerwony,
A staruszka smutnie gada:
„Wstyd, mój Janku! nie wypada...“
|