Ta strona została uwierzytelniona.
Ze snu przedniego zbudzon przez pachołka,
Zdjął imć pan burmistrz przyodziewek z kołka,
Wzuł żółte buty o podkówkach srebrnych,
Dokonał zacnie ablucyi potrzebnych
I przy kagańcu, co się żywo pali,
Począł dokładnie ubierać się daléj.
Tedy na żupan cudnie srebrem lity
Pas wziął indyjski na Turku zdobyty,
Okutał postać dostojnej urody
Ponsową delią, godną wojewody,
Rysi wdział kołpak z kosztownemi pióry —
I do alkierza zapukał: do córy.
Drzwi się otwarły, i przez oka mgnienie
Nie wiesz: dziewczyna, albo-li widzenie?
Złote jej włosy, spadające z czoła,
Blask dają licu, jak glorya anioła,
A modre oczy pod ciemną powieką
Patrzą — nie tutaj! W niebo gdzieś — daleko!...