Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

Więc się umawia kilku kompanów,
Zbratanych szczerze sercem i myślą,
I zatopieni w powodzi planów
Owej wycieczki marszrutę kréślą.
Ten tego, inny tego ciekawy:
Godnych widzenia rzeczy bez miary! —
Niech żyje przyjaźń od szkolnej ławy!
Niech żyją nasze dawne wagary!

Rusza na miasto komunik chwacki,
Radość, jak słońce, płonie z oblicza,
Temu z kieszeni sterczy Słowacki,
Ów ma pod pachą tom Mickiewicza.
Zdążając w stronę starej Warszawy,
Na korny pacierz wstąpią do fary, —
Niech żyje przyjaźń od szkolnej ławy!
Niech żyją nasze dawne wagary!

A potem stójka przed każdym domem:
Korabiem dumnym na wieków fali!
Jakże nam «wczora» było widomem!
Myśmy je z murów sercem czytali!
Wstawał przed okiem obraz jaskrawy
I rzucał w łona niestarte czary, —
Niech żyje przyjaźń od szkolnej ławy!
Niech żyją nasze dawne wagary!